Po locie który Wam opisywałem w Bonjur Afryko!, lekko głodny i senny wylądowałem na lotnisku w Tunisie. Kolejnym etapem podróży była dwugodzinna jazda zakurzonym autem po pustawych tunezyjskich autostradach. Jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałem tak pustych autostrad. ciekawe wrażenie. Po paru godzinach podróży dojechałem do celu. Bynajmniej nie był to pięciogwiazdkowy hotel w Tunezji. Nawet nie dwugwiazdkowy, było to miejsce o którym miejscowi mówią Guantanamo. Czemu? Może dlatego, że jest otoczone podwójnym murem, ozdobionym drutem kolczastym, a wokół są jedynie wzgórza i piach… Do najbliższego miasteczka około 30 minut jazdy samochodem. W takim miejscu pracuję…
Dla wyjaśnienia od razu dodam;
-nie, nie jestem klawiszem w więzieniu o zaostrzonym rygorze :-D
Pracuję w międzynarodowej firmie, branży motoryzacyjnej i wizyty w takich miejscach jak Guantanamo są częścią mojej pracy. Od czasów zamachów w Bardo (Tunis) i kilku lokalnych incydentów przybysze z Europy mają zakaz opuszczania terenu zakładu w Tunezji samodzielnie ze względów bezpieczeństwa. W dodatku okolica bliska granicy z Algierią podobno nie należy do najspokojniejszych części Tunezji. Zaś dodatkowa atrakcja w postaci watah bezpańskich psów za ogrodzeniem też nie była zachęcająca.
Na zachętę mogę tylko napisać, że chyba od 2018 roku Tunezja znikła z listy krajów odradzanych przez MSZ, więc teoretycznie jest tu dość bezpiecznie.
W sumie to i tak samemu nie bardzo jest gdzie się udać, gdy za murem piach i skały… Jednak chęć zobaczenia czegokolwiek poza obwarowaniami była silna i udało mi się namówić miejscowych na wypad w czasie weekendu do pobliskiej miejscowości, na rynek warzywny.

Tunezyjski rynek pachnie kolorami

Niby warzywniak, a na rosół też da się coś kupić świeżego :)
Po godzinnym spacerze przez zakamarki tunezyjskiego ryneczku wracając na teren zakładu kątem oka dostrzegłem coś co wyglądało jak jakieś ruiny. Po kilku minutach rozmowy łamaną angielszczyzną z moim zakładowym kierowcą, udało mi się namówić go do nieplanowanej wizyty w miejscu tchnącym starożytnością. Skończyło się to tym, że będąc w Afryce, w Tunezji zwiedzałem …rzymskie miasto.
Bulla Regia – to ruiny dawnego rzymskiego miasta (częściowo tylko odkopane), na drodze między miejscowością Bousalem i Jendouba (bliżej tej drugiej).

Bulla Regia
Jeszcze nie dawno miejscowi wypasali tam kozy. Nie dla tego żeby mieli tak lekceważący stosunek do rzymskich zabytków, po prostu miasta nie było widać, tak było piachem przysypane i dawno nikt nie pamiętał, że kiedykolwiek tam było. Można tam zobaczyć stare rzymskie domy, ich architekturę, układ miasta, rozwiązania urbanistyczne, a także mozaiki czy fragmenty rzeźb.
Niestety większość eksponatów w lepszym stanie takich jak narzędzia, ceramika, czy lepiej zachowane rzeźby zabrano z obszaru wykopalisk do muzeum w stolicy. Ciekawe jest to, że odkopano tylko część miasta, spory jego obszar wciąż jest pod piaskami pustyni co daje nadzieję na jeszcze więcej zwiedzania w przyszłości.

Przewodniczka po starożytnych ruinach rzymskiego miasta
Bilet to koszt 7 tunezyjskich dinarów, czyli generalnie niewiele. Zwiedzania na około godzinę. Jak się okazało w cenie była pani przewodnik. W dodatku całkiem płynnie mówiąca po angielsku. W cenie nie znaczy, że tak całkiem za darmo, ponieważ na koniec oprowadzania zasugerowała delikatnie iż tradycją jest wynagradzanie przewodnika napiwkiem jeśli jego usługi się podobały. Co miałem zrobić skoro podobało mi się… Dopłaciłem w szarej strefie ;)

Rzymska mozaika
Resztę pobytu spędziłem już za murami „Guantanamo” po tej drugiej, mniej atrakcyjnej stronie. Potem jeszcze tylko powrót z Air France oraz Joon do domu i moja pierwsza wizyta w Afryce została zakończona. Liczę na to, że nie ostatnia :)
Wpisy i strony powiązane:
- Wczasy bez stresu
- Bonjour Afryko! – pierwszy lot do Afryki
- Dla miłośników Archeologi – krótki film o odzyskiwaniu Bulla Regia dla współczesności zrobiony przez Getty Conservation Institute